No i stalo sie. Okradziono nas. Nie pytajcie jak to sie stalo, bo naprawde nie jest nam (a zwlaszcza mi - bo to o moj aparat chodzi) latwo i nie chcemy kazdemu o tym pisac i odpowiadac na milion pytan. Zostal mi drugi maly aparacik i jakos musimy sobie radzic.
Widac tak musialo byc.
Poza tym ogolnie jest troche slabo, bo praktycznie caly czas leje od wczoraj albo jest mega mgla. Po pechowym przejezdzie trafilismy w koncu do Otavalo i zeby se poprawic humor ruszylismy na najwiekszy targ rekodzielniczy w Ameryce Poudniowej i obkupilismy sie po zeby. A naprawde bylo w czym wybierac...
Z dobrych rzeczy to czujemy sie troche lepiej, bol glowy minal, a moj kaszel tez ma sie coraz lepiej. Wobec tego jutro ruszamy na spacer na lekko wokol jeziorka w wygaslym kraterze wulkanu, a pojutrze pewnie na 2 dni trekkingu z plecakami.
Aha- wazna rzecz. Nie dziala mi telefon (chyba nie ma odpowieniego zakresu czestotliwosci), wiec poki nie kupimy nowego, kontakt tylko na telefon Marcina.