Po nocnych kapielach w wodach termalnych o temperaturze 38 i 46 stopni (w tych drugich ciezko bylo wytrzymac dluzej niz 10 minut..) poczulismy chec na jakis wysilek..i tak tez nastepnego dnia rano pozyczylismy najnowsze rowery w Banos i ruszylismy slynna trasa do Puyo. Trasa ta jest teoretycznie 60 km-owym zjazdem z wysokosci ok. 2000 m do poziomu poczatkow doliny Amazonki, czyli do dzungli..Praktycznie jednak jest to kilka naprawde mozolnych podjazdow, kilka calkiem emocjonujacych zjazdow i reszta taka po srodku, ale caly czas centralnie pod wiatr wiejacy uparcie wzdluz kanionu rzeki Pastaza. Wiekszosc trasy jest niestety po asfalcie, choc ruch jest cale szczescie bardzo umiarkowany, a kierowcy bardzo wyrozumiali dla rowerzystow. Po drodze bylo kilka fajnych wodospadow, kilka fajnych punktow widokowych, z ktorych mozna bylo zobaczyc "Wrota dzungli", i przez cala droge moglismy obserwowac cale tabuny ptakow drapieznych kolujacych grozne nad dolina. Poczulismy tez swoista zmiane klimatu na wilgotny i goracy, a slonce pozostawilo trwale slady na naszych przedramionach..trwale slady pozostawaily tez niestety wredne muszki, ktore nas w przerwach pogryzly po cichaczu az do krwi...
P.S Z powrotem do Banos wrocilismy oczywiscie autobusem, ktore dostarczyl nam mimo to takze calkiem sporo emocji dzieki swej szalenczej predkosci i brawurowej technice wchodzenia w zakrety...
P.S2 Dobrze ze wybralismy te najnowsze rowery za 7 $ za sztuke bo na drodze spotkalismy takich co wzieli te normalne rowery za piataka i odpadlo im w trakcie jazdy siodelko..i chyba musli wrocic szybciej do Banos...