Geoblog.pl    Stanekislomka    Podróże    Ameryka Południowa    Chachani - 6075 m npm
Zwiń mapę
2010
08
sie

Chachani - 6075 m npm

 
Peru
Peru, Chachani
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13801 km
 
Po malej aklimatyzacji w kanione Colca przyszedl czas na zdobycie jakies duzej gory..Poczatkowo chcielismy sami wchodzic na El Misti – ok. 5800 m npm. Jednak jak sie dowiedzilismy ile kosztuje sam dojazd do miejsca z ktorego sie rusza, stwierdzilismy ze dodajac do tego jedzenie wychodzi prawie tyle samo co wejscie z przewodnikiem, a poza tym uslyszelismy ze w dwie osoby moze byc niebezpiecznie, bo zdazaly sie napady. Wiec postanowilismy isc z przewodnikiem - a skoro juz z przewodnikiem, to czemu nie naChachani – podobno najlatwiejszy szesciotysiecznik na swiecie…
Tak wiec o 8 rano ruszylismy. W grupie mieslimy jeszcze pare francuzow, oraz Austriaczke z ok. 18 letnim synem. Jakos nie mialam watpliwosci, ze francuzi sobie poradza, ale co do Marthy i Christiana mialam spore watpliwosci…ktore zreszta okazaly sie sluszne..
Podjechalismy naszym terenowym Land Cruiserem na wysokosc ok. 5000 m npm. Czulismy lekko te wysokosci, ale normalnie podeszlismy na oboz bazowy na 5350 m npm. i zjedlismy obiad. Natomiast Martha i Christian..najpierw szli dwa razy dluzej na oboz…potem nie mogli nic jesc, Christian sie ledwo ruszal, a Martha zaczela wymiotowac i pozniej wymiotowala non stop , co ok. pol godziny. W miedzyczasie dowiedzielismy sie czemu sie tak zle czuja – okazalo sie ze nie mieli ZADNEJ aklimatyzacji i wczesniej byli tylko na wybrzezu i w Arequipie, ktora jest na wysokosci ok. 2300 m npm…wiec nic dziwnego!
Cale szczescie mielismy dwoch przewodnikow, wiec Ignacio – nasz glowny przewodnik, wyszedl z nami i francuzami o 2 rano w gore,a Alfredo- drugi przewodnik, zostal z chorymi.
Wejscie na gore bylo dla mnie jednym z najwiekszych wysilkow w zyciu. Marcin lepiej znosi wysokosc, wiec smignal na gore prawie w podskokach. Ja natomiast czulam sie naprawde slabo i pierwszy raz tez podczas zejscia bylo mi tak slabo..Z mojej perspektywy wygladalo to mniej wiecej tak:
“Wstajemy o 1 rano. Noc bylo calkiem chlodna i tylko w czesci przespana. Najpierw podchodzimy w ciemnosciach na przelecz. Idzie sie niezle, chyba nawet lubie chodzic po nocy, bo nic nie rozprasza i liczy sie tylko rowny rytm krokow. Za przelecza zakladamy raki. Robi sie naprawde zimno. Wchodzimy na trawers. Skupiam sie mocno na stawianiu krokow po zmrozonym sniegu i czasem lodzie. W dole jest czarna przepasc. Nagle w dole za czarna przepascia ukazaja sie swiatla Arequipy…piekny widok! Wracam jednak wzrokiem na waska sciezke i skupiam sie znowu na krokach. Czasem musimy przechodzic przez skalki, cholera, troche sie boje, bo nie widze jak bardzo w dol siega przepasc..Wreszcie konczy sie trawers i zdejmujemy raki. Jest 3:30. Zrobilo sie piekielnie zimno, moglam zalozyc cieplejszy polar..Ale teraz juz i tak sie nie przebiore. Zakladam druga pare rekawiczek.
Zaczynamy ostro podchodzic. Oddycham ciezko, boli mnie glowa, z nosa kapie mi woda na ziemie albo na kurtke i od razu zamarza. Jest mi niedobrze. Idziemy juz calkiem dlugo..czemu Ignacio nie robi przerwy? Dobra, za chwile mu powiem, by zrobil przerwe. Albo nie, moze dam jeszcze rade..Kurcze nie dam rady, powiem, by przystanal choc na chwile..Ale wszyscy ida, to moze ja tez dam rade..I tak ide i ide, co jakis czas zatrzymuje sie na 5 sekund, ale za chwile znowu ruszam. O widze chyba juz grzbiet – juz niedlugo – moze dam rade. Ufff..wreszcie przerwa. Patrze na zegarek – jest 5 rano. Niezle tempo nam nadaje ten Ignacio..
Idziemy dalej, cale szczescie podchodzimy krotko i wreszcie pojawia sie drugi trawers.. zakladamy raki. Oby tylko nie bylo duzo lodu..Idziemy. Z tylu mam wrazenie jakby ktos mocniej swiecil latarka, ale jak sie odwracam, widze na horyzoncie jasnopomaranczowa linie..juhuuu..niedlugo bedzie switac! Ale poki co jest jeszcze zimniej, nie czuje co chwila palcow u rak i musze wyjmowac palce i sciskac w piesc w rekawczkach by je ogrzac. Jest to strasznie niewygodne bo musze wtedy ciagnac za soba bezwladnie kijki. Wreszcie dochodzimy do przelaczki, wylaczamy czolowki, za nami wychodzi slonce i widzimy juz w pelnej krasie nasz szczyt. Jest 6:00. Podejscie nie wyglada strasznie – dam rade!
Na poczatku w euforii przyspieszam probujac dogonic Marcina, ktory pognal przodem. Za chwile jednak trace oddech i musze przystanac. Dobra, ide wolniej. Juz naprawde niedlugo..ale nie mam sily – glowa mi pulsuje, czuje lekki ucisk w klatce piersiowej. Spokojnie – to napewno normalne. Ide wiec wolno, co kilkanascie krokow robie krotka przerwe. Marcin mi znikl z oczu.Ten to ma kondycje! Ignacio czeka na mnie co jakis czas i mowi ze to juz naprawde blisko. Francuzi sa gdzies kilkadziesiat metrow za mna. Mijamy Niemca z przewodnikiem, ktorzy weszli na szczyt jakies pol godziny przed nami. Przewodnik mi gratuluje i mowi ze to juz tylko 5 minut…w koncu widze Marcina i krzyz na szczycie. Juhuuuu – udalo sie! Ale za chwile mysle, ze to jeszcze nie wszystko –trzeba jeszcze zejsc..”
Na szczycie Ignacio nam pogratulowal i powiedzial ze mielismy bardzo dobry czas – 4:45. Normalnie podobno wchodzi sie w 6-7 godzin, wiec chyba naprawde bylo niezle (choc wchodzac, wcale tak nie czulam). Zejscie do obozu zajelo nam 2:30, ale dla mnie bylo prawie tak samo ciezkie jak wejscie. Dodatkowo zaczal mnie bolec brzuch i zaczelo mnie gnac do lazienki, wiec nie bylo mi latwo. Czekajac na samochod, bylam juz tak wykonczona, ze przy podejsciu kilkudziesieciu metrow musialam zrobic 2 przerwy. Ale i tak patrzac na Marthe i Christiana, ktory ledwo mogl chodzic, i tak chyba nie bylo ze mna tak zle.. :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (8)
DODAJ KOMENTARZ
Mama
Mama - 2010-08-08 23:06
Czytam,czytam, a tu mi ciągle coś wskakuje. Pewnie zaraz wskoczy opis do tych zdjęć z Chachani. Niezła górka. W tym samym czasie jesteśmy na blogu:)
 
Grazyna
Grazyna - 2010-08-10 15:17
Gratuluje zdobycia Chachani, super, ze i kondory przyleciały i Sw Katarzyna się Wam podobała.
W dzungli bylismy - w okolicach Puerto Maldonado - chodziliśmy po dzungli i pływalismy po dopływach Madre de Dios, było mnóstwo ptaków, żółwie, kajmany i małpy. Najfajniejsze były odgłosy dżungli.
 
yotanka
yotanka - 2010-08-11 13:36
no to gratulacje!!! i polski akcent na szczycie!

pozdrawiamy
 
Wowo
Wowo - 2010-08-14 10:46
Twardzi jesteście ! Gratuluję Waszego pierwszego (chyba) cześciotysięcznika ! :)
 
Karolina
Karolina - 2010-08-15 16:25
Naprawde jestescie twardzi. Gratuluje !!!

Trzymajcie sie :)
 
Iwona
Iwona - 2010-11-02 13:06
Kasia super opis, czytam i niemalże od razu czuję ten ciężar, który musiałaś pokonać - może też dlatego że czułam się podobnie na niektórych moich treningach.
 
Iwona
Iwona - 2010-11-02 13:06
Kasia super opis, czytam i niemalże od razu czuję ten ciężar, który musiałaś pokonać - może też dlatego że czułam się podobnie na niektórych moich treningach.
 
TG
TG - 2015-02-13 14:13
Gratuluję, bo mnie się to nie udało. Wysokość rozłożyła całą naszą ekipę - 4 facetów z różnych krajów. Zatem było 4:0 dla "Czaczani".
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 277 komentarzy277 952 zdjęcia952 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
09.06.2010 - 14.12.2010