Geoblog.pl    Stanekislomka    Podróże    Ameryka Południowa    Rowerem w dol DEATH ROAD
Zwiń mapę
2010
23
sie

Rowerem w dol DEATH ROAD

 
Boliwia
Boliwia, La Paz
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14820 km
 
Dojechalismy do La Paz, po drodze przeprawiajac sie takimi smiesznymi promami przez ciesnine pomiedzy dwoma czesciami jeziora Titicaca. Musielismy wysiasc z autobusu, kupic bilecik za ok. 70 gr (przepychahac sie z wszystkimi Indiankami, ktore ewidetnie nie przestrzegaja czegos takiego jak kolejka)i wsiasc do malej lodki z silnikiem, ktory juz dawno nie powinien dzialac (dla pewnosci ze zadziala, byl w pelni pozbawiony wszelkiej oslony..). A nasz autobusik przeplynal ciesnine na takim malutkim promiku, ktory miescil gora 3 samochody..A przy wysiadaniu Indianki prawie ze zmasakrowaly Marcina, spieszac by wyjsc jak najszybciej z lodki..
Planowalismy zostac w La Paz dwa dni..ale pierwszego dnia juz mielismy dosc tego miasta..Jest to najwyzej polozona stolica na swiecie (ok. 3800-3900 m npm), dodatkowo zbudowana na dnie i zboczach kanionu. Chodzenie po stromych uliczkach przy tej wysokosci powoduje ze ma sie caly czas zadyszke (mimo naszej calkiem porzadnej aklimatyzacji..). Poza tym jest tu totalny pierdzielnik, ulice to jeden wielki uliczny stragan. I na razie nie znalezlismy tych “malowniczych uliczek” o ktorych pisze przewodnik..Waskie uliczki sa zatloczone wszelkiego rodzaju vanami i malymi kolorowymi autobusami. Natomiast widok miasta z 6 pietra naszego hostelu (za 25 zl za pokoj) jest totalnie surrealistyczny..Widac male czerwone domki postawione w kosmiczny sposob na stromych zboczach wsrod suchych wyplukanych skal.
W kazdym razie nasz spacer skonczyl sie tym, ze zamiast zostawac drugi dzien w La Paz, wykupilismy na nastepny dzien zjazd “ najniebezpieczniejsza droga swiata” znana jako “death road”. Okazalo sie bowiem, ze tuz obok naszego hostelu jest agencja, ktora bezposrednio organizuje te zjazdy i mozna bylo obejrzec rowery i caly sprzet na miejscu, no i oferta, ktora proponowali wydawala sie naprawde niezla i przede wszystkim bezpieczna.
A wyglada to tak: Dowoza nas busem na przelecz La Cumbre – ok. 4700 m npm. Wsiadamy na rowery (my wybralismy rowery srodkowe, czyli nie najtansze i nie najdrozsze, z hydraulicznym amorkiem i dwoma porzadnymi hamulcami tarczowymi). Okazalo sie to dobrym wyborem…Agencja nam zapewnia caly calkiem profesjnalny sprzet – juz nie tylko kask i rekawiczki, ale tez koszulke kolarska, dlugie spodnie i kurtke, ochraniacze na lokcie i kolana, gogle. Jedziemy 25 kilometrow asfaltem. Co jakis czas trzeba wyprzedzac autobusy lub ciezarowki. W koncu dojezdzamy do miejsca gdzie nowa droga asfaltowa skreca w lewo, a my skrecamy w stara szutrowa droge “smierci”. Napewno nie jest to wcale “najniebezpieczniejsza droga swiata” , ale prawda jest, ze bylo tu baaardzo duzo wypadkow smiertelnych (kiedys glownie samochowych i autobusowych), gdyz po pierwsze – jest waska z przepasciami, ktore naprawde sa pionowe, po drugie – wcale nie ma az tak duzo zakretow (gdyz biegnie glownie trawersem), wiec wydaje sie ze mozna sobie pozowlic na duza predkosc, ale zakrety jednak co jakis czas sa i niektore takie prawie o 180 stopni..a po trzecie – kierowcy ktorzy nia jezdza czesto sa niewyspani, przemeczeni lub maja zbyt duze ambicje. Co do rowerzystow to teraz istnieje prawie az 30 firm ktore orgazniuja zjazdy te droga. I tu tez zdarzaja sie wypadki , takze smiertelne – glownie, jak to nam tlumaczyl nasz przewodnik Javier, z powodu brawury (czesto wsrod przewodnikow!), rozkojarzenia (robienie zdjec podczas jazdy, wypatrywanie ptakow krazacych nad glowami) lub nieprzestrzegania zasad. Totez dostalismy porzadny wyklad od Javiera na temat bezpieczenstwa i zasad, i zostalismy ostrzezeni, ze za kazde zlamanie zasad dostaniemy punkty karne – 3 punkty karne beda oznaczaly zejscie z roweru i zjechanie w busie, ktory caly czas jechal za nami. Droga szutrowa ma 45 km, i zjechanie nia zajmuje ok. 3 godzin (robi sie kilka przerw, by dac odpoczac wytrzasnietym rekom..). Bylo dwoch przewodnikow – Javier zazwyczaj jechal pierwszy (za nim oczywiscie od razu Marcin  ), a ten drugi Sancito jechal na koncu.
Mi po pierwszych 2 minutach od razu przebila sie detka z tylu..Sancito wiec zybko wzial sie za wymiane a ja dostalam jego rower. A mial rower slabszy ze zwyklym amorkiem – ale mi wytrzeslo ramiona..jakbym miala cellulit na rekach, to po tych 3 minutach na jego rowerze, juz bym go nie miala..Potem dostalam spowrotem moj rower.. Kolejne 2 minuty – znowu flak w tym samym kole..znowu dostalam rower Sancita..Ale jak Sancito dojechal do grupy na kolejnej przerwie, powiedzial ze z moim rower em jest jednak cos nie tak, wiec teraz dostalam rower Javiera, Javier wzial jeden z rowerow zapasowych (mielismy ich 3), a moj rower powedrowal na dach busa.
Na rowerze Javiera popedzilam juz bez zadnych problemow w dol…na najdluzszym odcinku bylam czwarta za Marcinem i dwoma Wlochami, po czym wyladowalam na miejscu drugim, bo jednemu Wlochowi sie przebila detka a drugi sie gdzies zatrzymal po drodze.. Juhuuu. Zostalismy pochwaleni przez Javiera, jako najdzielniejsi uczestnicy grupy.
Trzeba przyznac, ze zjazd byl superowy..Trzeslo niemilosiernie i chwilami juz mnie strasznie bolaly rece.. ale i tak caly czas sie cieszylam ze wzielismy rowery z hydraulicznym amortyzatorem.. Po dojechaniu na miejsce (Yolasa ok. 1200 m npm) czekal na nas hotelik z obiadem, cieplym prysznicem i basenem. No i oczywiscie znowu nas pociely mikrokomary..
Wracalismy ok. 2, 5 godzin nowa asfaltowa droga. Podjechalismy w tak krotkim czasie spowrotem te 3500 metrow i dla mnie byla to droga meki..Wieczorem dopadly mnie dodatkowo problemy zoladkowe i niestety musielismy kolejny dzien zostac w La Paz. Ale przynajmniej jest czas na nadrobienie zaleglosci na blogu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (17)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (6)
DODAJ KOMENTARZ
Mama
Mama - 2010-08-23 18:50
No te domy to rzeczywiście obraz nędzy i rozpaczy. Droga rowerowa dobrze, że chociaż szeroka, ale i tak emocjonalna jak dla mnie.
 
gosia
gosia - 2010-08-25 21:47
wy to macie macie zdrowie!!!:) ja się muszę do Ciechocinka chyba wybrać jak patrzę na wasze wyczyny;)
 
Grażyna
Grażyna - 2010-08-27 11:45
Rzeczywiście macie zdrowie. Zazdroszczę wszystkich wrażeń. I cieszę się, że udało Wam się Machu Picchu.
Wysyłam kilka zdjęć z Kordyliery na maila.
Pozdrawiamy z deszczowej Warszawy.
 
Janeczka
Janeczka - 2010-08-28 14:48
Cześć Kasiu i Marcinie, u nas lato się powoli kończy ( objawia się to brzydką pogodą), dlatego siadłam i poczytałam opisy z Waszej wyprawy ( do tej pory oglądaliśmy tylko zdjęcia, które są zresztą niesamowite), tak mnie wciągnęła Wasza wyprawa, że cała sobota mi zleciała. Wyprawa super i życzymy powodzenia. buziaczki
 
Stanekislomka
Stanekislomka - 2010-08-28 21:52
No dziekujemy za zdjeca i super Janeczko ze znalazlas czas na przeczytanie naszego bloga. Zamienilbym sie troche z wami na pogode bo u nas goraco w dzien i zimno w nocy. Jutro chyba wybierzemy sie do jungli a potem musimy cos znalesc aby odpoczac bo strasznie tracimy sily na tych wysokosciach.
 
Ula B.
Ula B. - 2010-08-29 20:23
Jesteście bardzo odważni,pozdrawiam.
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 277 komentarzy277 952 zdjęcia952 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
09.06.2010 - 14.12.2010