Geoblog.pl    Stanekislomka    Podróże    Ameryka Południowa    San Pedro-Dick team nad Laguna Glacial
Zwiń mapę
2010
30
sie

San Pedro-Dick team nad Laguna Glacial

 
Boliwia
Boliwia, Sorata
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 14917 km
 
Zaczelo sie tak, ze chcielismy zrobic 3-dniowy trekking do Laguna Glacial (5038 m npm) sami. Ale rozeznanie w Soracie w stowarzyszeniu przewodnikow i innych miejscach totalnie nas zniechecilo.. Wszyscy mowili, ze wielu turystow zgubilo sciezke, ze nad miejscem noclegowym nad jez. Chillata, gdzie trzeba zostawic namioty i plecaki by isc nad Lagune Glacial, sa czeste kradzieze i trzeba miec osobe, ktora by pilnowala rzeczy, i ze w ogole to trzeba isc z przewodnikiem...A cena za przeowdnika byla bardzo wysoka. Wiec sie wkurzylismy, na poprawe humoru kupilismy sobie butelke Singani (miejscowe brandy z winogron) i postanowilismy zostac tylko na jeden dzien, by zwiedzic jaskinie San Pedro. Powloczylismy sie troche po Soracie, ktora jest w sumie calkiem milym postkolonialnym malym miasteczkiem z urokliwymi waskimi, stromymi uliczkami i placami z gigantycznymi palmami. Wieczorem jednak spotkalismy Arysa, francuza o pochodzeniu ormianskim, ktory tez chcial isc nad Lagune Glacial...Wygladal na bardzo fajnego czlowieka, ktory podrozuje juz ok 2 lat po Ameryce Poludniowej, wiec we trojke postanowilismy sie jeszcze potargowac z jednym przewodnikiem.. Bylo to jedno z najciezszcyh targowan dotychczas, moze dlatego ze tak aprawde nie bylismy przekonani, czy chcemy w ogole tam isc..Ale w koncu, udalo nam sie otrzymac cos co wczesniej wydawalo sie niemozliwe! Udalo nam sie zalatwic transport do miejscowosci Lacathiya, co oszczedzilo nam podchodzenia 1200 m oraz "security", czyli osobe, ktora bedzie nam pilnowala namioty i rzeczy, podczas gdy my bedziemy pochodzic na Lagune Glacial. I wszytsko to za dobra cene i z mozliwoscia wyruszenia za jeden dzien, by zwiedzic jaskinie San Pedro. Wypilismy wiec Singani z Arysem (przepyszne ze spritem i limonka..), spedzajac pol nocy na wesolej rozmowie, a nastepnego dnia na pelnym luzie wyruszylismy na spacer do jaskini. Po drodze spotkalismy Tristana, bardzo sympatycznego Australijczyka z ciekawa fryzura.. i juz caly dzien spedzilismy razem, swietnie sie bawiac w jaskini na rowerze wodnym (bo w jaskini jest podziemne jeziorko..), piszac latarkami w ciemnosciach (nie wiedzielismy co napisac, wiec w koncu napisalismy po prostu "dick", czyli "fiutek", jako najbardziej uniwersalne slowo..) i lapiac stopa w drodze powrotnej.
Tristan postanowil isc z nami, i tak tez ok 10 rano znalezlismy sie we czworke w Lacathiya na wysokosci 4000 m npm wsrod grubej warstwy chmur. Droga z Lacathiya do jez. Chillata jest niestety trudniejsza niz sciezka z Soraty, gdyz jest o wiele rzadziej uczeszczana, wiec w sumie nie dziwne, ze w penym momencie wyladowalismy o wiele wyzej niz jezioro Chillata na skalistej przeleczy, z ktorej nie bylo widac zupelnie NIC. Troszke sie zmartwilismy, ale cale szczescie na chwile wiatr przegnal chmury i naszym oczom ukazala sie dolina z wyrazna sciezka.Po chwili zidentyfikowalismy to miejsce jako okolice opuszczonej kopalni ok. godziny drogi w gore od jeziorka Chillata. Dosc stroma, ale raczej bezpieczna sciezka zeszlismy w dol skal i rozbilismy oboz przy opuszczonych murach bylej kopalni, gdzie spedzilismy wspanialy wieczor przy ognisku (gornicy pozostawiali wystarczajaco drewna!), pysznym obiadku i muzyce Tristana z mikroglosniczka (okazalo sie ze Tristan jest Dj-em). Rano obudzila nas piekna pogoda z niebieskiem niebem. Tristan poswiecil sie i o swicie pobiegl w dol sciezki, by przyprowadzic naszego "seguridad", czyli czlowieka, ktory mial nam pilnowac rzeczy. Cale szczescie czlowiek ten pojawil sie o wyznaczonej porze nad jeziorem Chillata i zgodzil sie pojsc nieco w gore do naszego obozu. Tak tez moglismy bezpiecznie wyruszyc w gore nad Lagune Glacial.
Laguna Glacial okazala sie calkiem fajna i akurat zdarzylismy obejrzec ja i otaczajace ja potezne szczyty Illampu i Ancohuma przed kolejnym atakiem chmur. Kolejna noc znowu minela przy ognisku i niesamowitych opowiesciach Arysa, przy ktorych myslalam, ze brzuch mi peknie ze smiechu...
Nasz pobyt w Soracie zakonczylismy wspanialym wspolnym sniadaniem w hostelu prowadzonym przez Szwajcarke, z prawdziwa kanapka z zoltym serem, pomidorem i pelnoziarnistym chlebem (mmmm..alez tesknie za takimi kanapkami!!!) oraz gigantycznym kuflem pysznego Cappuchino..
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (22)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mama
Mama - 2010-08-30 21:16
To ja jestem jednak bardzo przyzwoita, bo gdy najpierw obejrzałam zdjęcia, to przeczytałam PCK (te i jest bardzo niewidoczne). Pomyślałam, że przeprowadzacie jakąś akcję PCK, czy coś w tym rodzaju:), a to po prost DICK :)
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 277 komentarzy277 952 zdjęcia952 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
09.06.2010 - 14.12.2010