Do Sucre ruszamy tzw. wspolna taksowka, czyli z dwojka obcych Boliwijczykow, placac 30 zl za nasza dwojke, jedziemy 150 km w wygodnym Nissanie. Stolica konstrytucyjna i historyczna Boliwii Sucre nas zaskakuje tak samo jak Potosi..miasto jest zupelnie inne niz Potosí, ale rownie piekne i bardziej eleganckie. Biale, pieknie zadbane domy, palmy, rzadowe palace i koscioly..Spacerujemy po wyludionych uliczkach i placach, chlonac spokoj i cisze, ale takze zastanawiajac sie czemu nikogo nie ma..przeciez jest niedziela i powinno byc mnostwo ludzi! W koncu slyszmy z daleka odglosy muzyki..Okazuje sie ze do glownego placu zbliza sie parada! Stajemy w strategicznym miejscu i po chwili rozumiemy czemu nikogo nie bylo..polowa mieszkancow bierze udzial w paradzie, a druga polowa im towarzyszy! Po przejsciu jednej grupy myslimy ze to koniec, ale okazuje sie pojawiaja sie coraz to nowe grupy, z nowymi strojami, nowa melodía i nowym krokiem tanecznym..i tak do konca dnia! Na dodatek dowiadujemy sie ze to nie jest jeszcze ta prawdziwa parada, tylko tak naprawde ostatnia proba! A glowna parada bedzie dopiero za tydzien na swieto Matki Boskiej z Guadalupe - patronki miasta. Podobno uczestnicy przyjechali z calej Boliwii by brac udzial w fiescie. Tanczyly dzieci, mlodziez, studenci i dorosli..stroje byly skrajnie rozne od tradycyjnych przez inspirowane indianskimi korzeniami po sportowe..W muzyce dominowaly trabki, bebny i grzechotki. Polowa uczestnikow w trakcie popijala piwko lub zula koke i jedno jest pewne – wszyscy sie swietnie bawili, a my moglismy bezkarnie robic tysiace pieknych zdjec!