Kiedy wreszcie po calym dniu czekania ruszylismy w kierunku Maipu, czyli winnego przedmiescia Mendozy, okazalo sie ze jest to jeden z tych nielicznych zachmurzonych dni, ktore sie pojawiaja w tej okolicy (ktora synie ze slonca i suchego klimatu, swietnie nadajacego sie na uprawe winogron Malbec).. Dodatkowo okolica Maipu nas zawiodla widokowo zupelnie..byly to plaskie brudne przedmiescia z gdzieniegdzie pojawiajacymi sie winnicami i gajami oliwnymi..Ale grzecznie wysiedlismy kolo wypozyczalni rowerow i po chwili, wyposazeni w mapke z zaznaczona "winna trasa rowerowa", wsiedlismy na nasze wybitne rumaki...Moj “rumak” byl zdezelowana damka z dziajacymi dwoma moze trzema biegami i nieco chwiejna kierownica, Marcina natomiast mial watpliwie przykrecone przednie kolo i rownie swietnie dzialajace biegi.. Oba rowery mialy maksymalna predkosc ok. 15 km/h.. Jednak wszystkie rowery wygladaly podobnie, wiec stwierdzilismy ze jakos wszyscy daja rade przejechac te ok. 20 km trase.. . Na trasie jest ok. 10 winnic i kilka innych ciekawych miejsc do odwiedzenia, typu wytwornie oliwy, likierow, czekoladek itp., ale ze wzgledu na ceny wstepow wiedzielismy, ze bedziemy mogli odwiedzic tylko kilka wybranych.. Postanowilismy zaczac od najbardziej oddalonej winnicy (ok. 10 km) i wracajac wstepowac do kolejnych. Niestety jak tylko skonczylismy ogladac pierwsza winnice (krotka wizyta plus degustacja 3 rodzajow win) uslyszelismy grzmoty i ze stalowych chmur nad nami runal deszcz…poczekalismy wiec chwilke bawiac sie z uroczymi trzema labradorami i jak tylko przestalo padac – szybko wskoczylismy na rowery. NIESTETY, przednia detka mojego wspanialego roweru nie wytrzymala tej presji i jak na zlosc zflaczala..Nie bylo jednak wyboru i trzeba bylo jechac dalej , by zdazyc przed kolejna fala deszczu..Mimo niezbyt duzej predkosci z powodu flaka, udalo nam sie jednak do kolejnej winnicy dojechac tuz przed ogromnym oberwaniem chmury.. Winnica ta – o nazwie Di Tomasso, okazala sie o wiele ciekawsza niz poprzednia. Miala ponad 140 lat i znajdowala sie w oryginalnym starym budynku z oryginalnymi zbiornikami fermentacyjnymi i piwnicami. Pani przewodnik opowiadala bardzo ciekawe rzeczy o tym jak kiedys sie wyrabialo wino i o tradycjach wyrobu wina rodziny Di Tomasso. Na koniec dostalismy do sprobowania 4 rozne rodzaje wina. Po calej tej milej wizycie i kilku kieliszkach wina wpadlismy w tak dobre humory, ze nawet fatalna sytuacja na zewnatrza nas za bardzo nie zmartwila… A sytuacja byla slaba – po oberwaniu chmury droga miejscami zamienila sie w rwaca rzeke z brazowa woda po kostki. Nie majac jednak wyboru znowu wsiedlismy na nasze super rowery i bardzo bardzo powoli ruszylismy w droge powrotna.. Na poczatku mielismy niezla glupawke przeprawiajac sie przez kolejne zalane odcinki dorgi, ale pod koniec moj kapec juz mi tak doskwieral, tak ciezko i wolno mi sie jechalo, ze nawet dobry winny humor mi gdzies odszedl..ale udalo nam sie w koncu dojechac do wypozyczalni i z wielka ulga pozbylismy sie tych cholernych rowerow i do ostatniej atrakcji – fabryki oliwy, przetworow, dzemow i likierow doszlismy juz pieszo. Degustacja byla wspaniala – zwlaszcza likiery nam przypadly do gustu - znowu sobie poprawilismy humory.. I oczywiscie jak na zlosc akurat jak wsidalsimy do powroengo autobusu – wyszo slonce i zobaczylismy osniezone szczyty Andow na horyzncie..