Planowalismy ok. 3-4 dniowy trekking w Parku Narodowym Huerquehue, niestety ze wzgledu na zalegajacy snieg w gornej czesci parku, szlaki powyzej ok. 1400 m npm byly zamkniete. Najpierw troche niedowierzalismy i myslelismy ze da sie przejsc troche wyzej, do punktow widokowych, ale potem sie okazalo ze sniegu bylo jednak naprawde duzo - ok. 1 metra i wiecej. Zostalo nam zatem przejscie dwoch szlakow ktore byly otwarte. Po dojechaniu autobusem do wejscia do parku, kupieniu calkiem drogich biletow (8$ za osobe) ruszylismy na pieknie polozony nad jeziorem Tinquilco camping. Mimo dosc poznej godziny postanowilismy ruszyc na krotki szlak na Pampe Quinchol. W nizszej czesci szlak wydawal sie swiezo przetarty maczeta, natomiast wyzej na sniegu nie bylo zadnych sladow przejscia - moglismy byc pierwszymi osobami w tym sezonie, ktore przeszly szlak. Najpierw szlismy waska sciezka wzdluz gestych zarosli lokalnych bambusow (tak, tak bambusy tutaj!), potem weszlismy do przepieknego poteznego lasu z gigantyczmymi drzewami, w tym kosmicznymi Aurakariami (od ktorych wzial nazwe caly region-Aurakania), po czym weszlismy na otwarty teren pampy i odslonily sie cudowne widoki na skaliste gory i oddalone wulkany. Mimo zimnego wiatru poczekalismy wsrod zmieniajcych sie kolorow nieba az do zachodu slonca...
Nastepnego dnia ruszylismy w kierunku glownej atrakcji parku - grupy gorskich jeziorek. Nie zrobily one jednak na nas takiego wrazenia, gdyz mozna bylo zobaczyc tylko 3 z nich, w tym dwa byly zamarzniete..Sniegu bylo naprawde duzo, i czasem zapadaly nam sie cale nogi..
Nad naszym jeziorekim natomiast bylo calkiem milo i spedzilismy dwa super wieczory siedzac przy ognisku. Stwierdzilismy ze jest tak milo ze moglibysmy spedzic jeszcze caly jeden dzien na naszym campingu, jednak prognoza pogody okazala sie trafna i drugiego dnia wieczorem zaczelo padac i padalo cala noc i rano, wiec postanowilismy wrocic do Pucon by sie wysuszyc.