Szlag mnie trafi wrrr napisalam caly rodzial i mi sie skasowalo...WRRRRR.
Wiec niestety teraz bedzie w skrocie: Mielismy isc na szlak kolo wulkanu Puyehue, ale przez snieg w koncu poszlismy szlakiem na Pampe Frutille. Ale okazalo sie ze tez jest tam mnostwo sniegu wiec musielismy sie wycofac. Szlak okazal sie w ogole niezlym wyzwaniem, bo szlo sie przez bambusowa dzungle (waldiwijski las deszczowy), jak w tunelu i nie bylo w ogole nic widac i trzeba sie bylo przedzierac przez powalone drzewa i zarastajace krzole. Pocieszeniem byl wieczor spedzony z dwoma mlodymi chilijczykami, ktorzy nagle w nocy wylonili sie z ciemnosci. Christian i Mauricio byli zwiariowani i bardzo sympatyczni i poczestowali nas piwem i zrobili ze swiezych galezi prowizorycznego grilla i usmazyli najlepsze mieso jakie jedlismy w naszym zyciu! Byly to cieniutkie plastry wolowiny, przyprawione jedynie sola i smazone ok. 1 minuty z kazdej strony..Mieso bylo tak mieciutkie i soczyste, ze rozplywalo sie w ustach! BOSKIE!!! Poza tym spedzilismy troche czasu w okolicy strozowki Parku Puyehue w Anticurze, zwiedzajac urocze wodospady w okolicy, kempingujac i rozkoszujac sie wspaniala pogoda..