Geoblog.pl    Stanekislomka    Podróże    Ameryka Południowa    Torres del Paine vs. Kasia Marcin 3:3
Zwiń mapę
2010
08
lis

Torres del Paine vs. Kasia Marcin 3:3

 
Chile
Chile, Torres del Paine
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21261 km
 
Z Calafate jedziemy do Puerto Natales, po drodze przekraczajac nasza ulubiona granice z Chile. Tradycyjnie tuz przed granica wpychamy w siebie cale swieze jedzenie, bo na granicy oczywiscie czeka na nas “pies na jablka”, deklaracje o wwozonym jedzeniu oraz przeswietalnie bagazy w poszukiwaniu przemycanych owocow, warzyw, miodu i innych swiezych produktow spozywczych.
W Puerto Natales organizujemy sie w zwiazku z trekkingiem w Parku Narodowym Torres del Paine. Nie jest tu juz tak latwo jak w El Chalten – park jest polozony o jakies 180 km od miasteczka, trzeba kupic bilet na autobus (cale szczescie otwarty, wiec mozna wrocic kiedy sie chce), zaplanowac trase no i jeszcze oczywiscie sie wstrzelic w dobra pogoda, o ktora podobna niestety dosc trudno..
Decydujemy sie na popularna trase o ksztalcie litery “W” oraz dodatkowo dzien lub dwa nad jeziorem Pehoe, z ktorego podobno sa najpiekniejsze widoki na masyw Torres del Paine.. Dajemy sobie na to 6-7 dni. Trase “W” mozna teoretycznie zrobic nocujac tylko w schroniskach, ale ceny sa malo zachecajace (sam nocleg na pietrowym lozku bez poscieli – 40 $, obiad – 20 $). Pakujemy wiec namioty i duzo jedzenia.
Pierwszego dnia idziemy krotka trase na Campamento Torres, skad po 45 minutach dochodzi sie do punktu widokowego na slynne Torres (wieze) z granitu. Niestety pogoda sie po poludniu psuje i mimo ze widac wieze, to niebo jest szare i aura malo przyjemna. Po Fitz Royu jakos mijesce to nie robi na nas takiego wrazenia.
Wracamy do obozu i stwierdzamy ze w miedzyczasie na polu rozbilo sie ok. 20-25 namiotow – co za tlum! Tesknimy troche za przytulna atmosfera na polach pod El Chalten..
Drugiego dnia pogoda niestety sie nie poprawia. Jest szaro i brzydko i co jakis czas kropi. Przejscie wzdluz jeziora Nordenskjold o turkusowych wodach nie dostarcza takich widokow jak powinno przy ladnej pogodzie. Dochodzimy do schroniska Los Cuernos, przy ktorym planowalismy sie rozbic. Niestety cena 10 $ za osobe za rozbicie sie w malo widokowym miejscu i skorzystanie jedynie z cieplej wody powoduje, ze szybko sie pakujemy i idziemy dalej na bezplatne pole namiotowe Camp. Italiano. W sumie okazalo sie to calkiem dobrym rozwiazaniem, gdyz nastepnego dnia obudzila nas przecudowna pogoda, ktora akurat wykorzystalismy na najpiekniejsze miejsce w calym parku – Valle del Frances, czyli doline Francuzow. Dolina ta nas oczarowala w pelni…Najpierw sie mija ciekawy lodowiec, z ktorego praktycznie co minute lub dwie ze zwisajacych czesci lodowca odpadaja kawalki lodu rozbijajac sie widokowo na drobny pyl lub tworzac lawinki na dolnej czesci lodowca. Potem przez urokliwy las dochodzi sie do Camp. Britanico, malutkiego pola namiotowego, a potem po wyjsciu z lasu laduje sie w swiecie pionowych iglic, granitowych scian skalnych i poteznych fortec skalnych. W pewnym momencie niknie oznaczona sciezka i mozna sie wspiac wyzej po lagodnie nachylonym stoku pokrytym gdzieniegdzie sniegiem w kierunku polozonej gdzies daleko przeleczy. Do samej przeleczy trzeba by isc dosc dlugo, ale dochodzimy do wyraznego zalamania, skad widac juz tyly wiez Torres. Poza tym widzimy calutenka doline Frances…Swieci cudnie slonce, niebo jest krystalicznie niebieskie, otaczaja nas pionowe skaly Los Cuernos i czujemy sie jak w gorskim raju! Zejscie po sniegu wyglada bardzo zachecajaco, zwlaszcza jak mozna do tego wykorzystac reklamowke i poddupnik i zjechac na dol na pupie…
Niestety kolejny dzien, mimo ze wedlug prognozy mial byc ladny, okazuje sie bardzo brzydki. Patrzac na zaprute chmurami niebo az trudno nam uwierzyc, ze poprzedniego dnia bylo tak pieknie! Mielismy dojsc do obozu nad lodowcem Grey, ale po dwoch godzinach decydujemy sie na rozbicie na platnym, ale bardzo ladnym polu przy schronisku (a wlasciwie Lodge´ u) Paine Grande, i pojscie w kierunku lodowca Grey na lekko. Decydujemy sie na takie rozwiazenie glownie ze wzgledu na to, ze wedlug prognozy pogody wywieszonej w schronisku, nastepnego dnia ma caly dzien padac, a to by oznaczalo wracanie te sama droga z lodowca Grey w deszczu. Placimy 9 $ za osobe, ale przynajmniej pole jest naprawde ladne, sa cieple prysznice i osobna przeszklona kuchnia i jadalnia dla obozowiczow. Po rozbiciu sie idziemy na lekko w kierunku lodowca Grey. Dochodzimy na pierwszy punkt widokowy, na ktorym wita nas lodowaty patagonski wiatr i stwierdzamy, ze w taka pogode nie chce nam sie isc dalej. Lodowiec Grey wpadajacy do jeziora pelnego malych gor lodowych z daleka wyglada calkiem ladnie, ale po zobaczeniu Perito Moreno, jakos nam bardzo nie zalezy na zobaczeniu go bardziej z bliska. Oczywiscie jak juz zaczynamy wracac pogoda sie nieco rozpogadza i wychodzi slonce..krajobraz od razu robi sie piekniejszy, zauwazamy ciekawe otaczajace nas kolory skal i jezior, ale juz nie chce nam sie zawracac. Po powrocie na kemping pogoda sie jeszcze zmienia z 10 razy, raz sie chmurzy i popaduje, a za chwile wychodzi slonce i tak w kolko..jednym slowem - patagonska pogoda! Spotykamy oczywiscie Colemana i Beatriz (wcale nie planujemy tych spotkan, ale po cichu zawsze przeczuwamy ze ich spotkamy..) i spedzamy przemily wspolnie wieczor przy malym piwie.
W zasadzie mamy juz cala trase “W” za soba (no oprocz dojscia do lodowca Grey) i wiekszosc ludzi nastepnego dnia wraca katamaranem albo pieszo do drogi, ktora jezdzi autobus. My takze plyniemy katamaranem, ale zamiast wsiasc do autobusu idziemy 2 godziny droga na poludnie w kierunku kempingu nad jeziorem Pehoe. Obrzydliwie wieje i jest przenikliwie zimno. Na pocieszenie spotykamy na drodze stadko dzikich guanaco, ktore wcale sie nas nie boja, a wrecz jeden z nich idzie w naszym kierunku. Troche nie wiemy co mamy zrobic, ale w koncu guanak traci zainteresowanie nami i dolacza do swoich towarzyszy na poboczu drogi. Po dojsciu do kempingu czeka na nas ciezki szok – za noc we wlasnym namiocie trzeba zaplacic tu az 20 $ za osobe! Ciezki orzech do zgryzienia! Ale ryzykujemy, zawierzajac prognozie pogody, wedlug ktorej nastepnego dnia ma byc przepiekna pogoda..(wprawdzie tego dnia nie padalo caly czas, ale bylo bardzo brzydko, wiec moze prognoza sie sprawdzi..?)..Wieczor spedzamy na marznieciu (mamy na sobie prawie wszystkie warstwy) i eksplorowaniu okolic. Na zachod slonca chmury sie rozwiewaja i ukazuje sie masyw Paine z charakterystycznymi wygietymi dwukolorowymi szczytami Los Cuernos.
Rano budzi nas slonce! Ufff – udalo sie! Warto bylo spac za takie pieniadze, by zobaczyc widoki z polwyspu przy kempingu..
Wracamy ta sama droga do wodospadu Salto Grande i przystanku autobusu. Niestety piekielny patagonski lodowaty wiatr wieje nam caly czas w twarz i prawie urywa glowy. Z przyjemnoscia wsiadamy do cieplutkiego autobusu. W drodze powrotnej caly czas wygladamy przez okna podziwiajac niekonczace sie stepy parku z pasacymi sie stadami guanaco, szybujacymi kondorami, roznokolorowymi jeziorami i zmieniajacymi sie widokami na masyw Torres del Paine..Naprawde tu pieknie, ale po tych 6 dniach na nogach chyba jednak wolimy byc w cieplym autobusie niz na tym wygwizdowie.

Hostel: Patagonia Adventure. W miare w centrum miasteczka, obok wypozyczalnia sprzętu, właściciel jest przewodnikiem górskim, więc ma duzo informacji praktycznych na temat Torres. Mozna zalatwic bilety na przejazd do Parku, kupic mape i ogolnie wiele zalatwic. Niestety łazienki wspólne i dość małe, i nie ma kuchni ogólnodostepnej. Mimo to warto chyba polecic to miejsce. Ceny standardowe (czyli ogólnie drogo): 8000-9000 pesos/osoba (wieloosobowy/dwójka).
Cena przejazdu do Parku (w obie strony, mozna wsiasc w autobus powrotny na dowolnym przystanku, kiedy sie chce) - 15 000 p./os. Poza tym wstęp do Parku to kolejne 15 000 p/os. Jeżeli zaczyna sie trekking od Torres na zachód, z autobusu wysiada sie w Guarderia Laguna Amarga. Stamtad by nie isc drogą do poczatku szlaku w strone Torres, mozna wziac busik ktory kosztuje kolejne 2500p. /os.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (41)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
Mama
Mama - 2010-11-08 22:04
Jak zwykle macie piękne widoki. Niebo tam jest tak intensywnie niebieskie. Dlaczego?
 
 
zwiedzili 4% świata (8 państw)
Zasoby: 76 wpisów76 277 komentarzy277 952 zdjęcia952 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
09.06.2010 - 14.12.2010