I minal kolejny tydzien na Ziemii Ognistej..Dzis mamy wieczorem lot do Buenos Aires i po 15 dniach opuszczamy Ushuaie, ktora troszku stala sie naszym drugim domem przez ten czas..
Nie nudzilismy sie bardzo..Najwiekszym oczywiscie ograniczeniem byl dla nas budzet, ale udalo sie jednego dnia wypozyczyc rower i zrobic krotka wycieczke na wschod wzdluz wybrzeza, a na kolejne 2 dni pojechac do Parku Narodowego Ziemi Ognistej w okolicy zatoki Lapataia. A potem wreszcie spotkalismy dlugo wyczekiwany przez nas polski jacht "Nashachata" z bosmanem Wojtkiem.
Przez ten tydzien jeszcze lepiej zrozumielismy na czym polega fenomen patagonskiej pogody. Otoz zmiennosc i nieprzewidywalnosc patagonskiej pogody przybiera na Ziemi Ognistej forme wprost extremalna i legendarna. Wydawalo nam sie ze juz znamy te zmiennosc, gdzy czesto pogoda zmieniala sie w ciagu 20 minut ze slonca na deszcz i spowrotem. Ale jak ruszylismy sie rozbijac do Parku, chmury przykryly doslownie caly horyzont i naprawde wszytsko wskazywalo na to ze to jest ten typ pogody, ktory sie nie ma szans zmienic na lepsze..Padalo jak sie rozbijalismy i szykowalismy do wyjscia w gory. Juz naprawde stracilismy cala chec wspinania sie na prawie 1000 metrowe Cerro Guanaco i bylismy w trakcie zmiany planow na krotszy spacer po okolicach, kiedy nagle zobaczylismy male przejasnienie..I podjelismy sluszna decyzje zaryzykowania i ruszenia na szlak, gdyz oczywiscie po pol godzinie juz swiecilo sloncei bylo sliczne niebieskie niebo..Potem jeszcze z kilkanascie razy pogoda sie zmieniala, czasem padal deszcz, czasem snieg, czasem na raz swiecilo slonce i padalo, ogolnie totalne szalenstwo. Najwazniejsze jest ze na koniec pobytu w parku namiot nam w koncu wysechl i mozna go bylo po raz ostatni spakowac do worka. A widoki z Cerro Guanaco naprawde bylo istnie wysokogorskie, mimo ze otaczajce nas gory mialy po najwyzej 1200 m npm. W obozie mielismy trzy wizyty lisa, ktory sie prawie w ogole nie bal i chcial mi cos ukrasc z plecaka, a wokol krazyly takze przepiekne ptaki drapiezne i pelno gesi andyjskich. Kilka razy przeprawialismy sie przez rozlegle bagnisko-torfowiska, po ktorych oczywiscie miielismy cale buty mokre, ale za to swietne humory, bo kilka razy sie niezle zapadlismy w bagnie po kostki i kilka razy juz prawie bysmy wyladowali tylkiem lub twarza centralnie w czarnobrunatnej blotnistej mazi :-)
Po powrocie i dniu leniwego zycia hostelowego wypatrzylismy w porcie czerwony jacht...i zgodnie z naszym przypuszczeniem byl to wypatrywany przez nas polski jacht Nashachata. Wiedzielismy ze ma sie zjawic jakos w tym czasie w Ushuai, bo spotkalismy czworke zalogantow jeszcze w Bariloche. Niestety spoznilismy sie nieco i praktycznie cala zaloga oprocz Wojtka -bosmana, wyleciala dzien wczesniej. Ale za to spedzilsimy kilka przemilych godzin z Wojtkiem najpierw na jachcie, a potem na lokalnycm piwie Beagle w irlandskim pubie. I bylo to prawdziwe MORSKIE OPOWIESCI prawdziwego czlowieka morza!!!! Niesamowite!
Hostel: Freestyle. Jeśli chodzi o jakość to jest jeden z bardziej wypaśnych hosteli w jakich bylismy (a mieszkalismy tu w koncu 15 dni z malymi przerwami!). Nowy, ładnie wykończony, pokoje wprawdzie bez jakiś super wygód, ale spore i z lockerami, poza tym to całe piętro na chillout, z kanapami, stołem bilardowym, osobny pokój telewizyjny, gdzie mozna se pozyczyć i obejrzec filmy na pendrive, pralnia, komputery z internetem. Połozenie w miare blisko głównej ulicy. Łazienki dla tańszych pokoji wspólne, ale sa tez pokoje z łazienkami. Poza tym spora kuchnia, sniadanie w cenie, mozliwosc wykupienia rejsów i wycieczek (choc my kupowalismy besposrednio w porcie). Jest to także miejsce gdzie bywaja imprezy i moze byc głośno (zwlaszcza ze własciciel jest troche zwariowany i bardzo towarzyski), ale mozna tez znalezc kacik dla siebie i ogolnie bylismy bardzo zadowoleni. Ceny jak na ten standard i Ushuaie dość typowe (Ushuaia to chyba najdrozsze miasto w Argentynie) - 70 p./os. w pokoju wieloosbowym (4 lub 6 osobowym). Wiekoszosc wygod tego hostelu pewnie dla osoby która jest w Ushuai tylko na krótko jest obojętna, ale dla nas było to wybawienie.