Trzeba przyznac ze doznalismy pewnego szoku termicznego jak o 1 w nocy przylecielismy do Buenos i wyszlismy z lotniska i powital nas goracy wilgotny podmuch stolecznego powietrza... Poza tym ogolnie Buenos nas bardzo milo zaskoczylo. Slyszelismy opinie ze jest przereklamowane i wcale nie takie wspaniale jak sie mowi, ale wedlug nas naprawde zasluguje na miano "wielkiego" wspanialego miasta. Centrum ze swoimi alejami i secesejnymi kamienicami przypomina nieco Barcelone, natomiast pozostale dzielnice ktore zwiedzilismy juz byly w pewien sposob wyjatkowe, niepowtarzalne i pelne niespodzianek. Z niezbyt milych rzeczy, zaskakujace bylo ze w samym centrum miasta w miejscach wydawaloby sie najbardziej prestizowych, czyli na glownym placu 25 maja, czy tez przed sadem najzwyzszym lub przed kongresem, spotykalo sie czy to bawiace sie w pilke bose dzieci, czy to spiacych na rozpadajacyh sie materacach ludzi, czy tez cale zbudowane ze smieci male baraczki. Poza tym naprawde milo sie spacerowalo po centrum, ogladajac imponujace budowle i ulice (w tym jedna z szerszcyh ulic na swiecie o 16 pasach..). Wieczorem postanowilismy pojsc na pokaz tango. Wybralismy polecany przez przewodnik lokal o duzych tradycjach. Jednak okazalo sie ze nasz pokaz skladal sie z wystepu spiewanego a nie tanczonego, co mimo to bylo calkiem ciekawym przezyciem..Wokol nas siedzieli glownie argentynczycy, ktorzy swietnie znali slowa legendarnych piesni, goraco bili brawa i bardzo aktywnie uczestniczyli w wystepie. Widac bylo ze kochaja te muzyke calym sercem!
Kolejnego dnia mimo brzydkiej pogody i zapowiadajcego sie deszczu ruszylismy na slynna dzielnice La Boca. Dzielnica ta slynie przede wszytskim ze stadionu La Bombonera nalezacego do druzyny pilkarskiej Boca Juniors oraz z barwnych uliczek EL Caminito, ktore tworza swojego rodzaju muzeum na swiezym powietrzu i gdzie podobno sie tanczy tango na ulicy. Tancerze tango wprawdzie nie tanczyli na ulicy tylko na malych podescikach w restauracjach, ale poza tym trzeba przyznac ze miejsce to nas urzeklo barwami i gwarna atmosfera. Ujrzawszy pierwszy raz na zywo tancerzy tango od razu zdecydowalismy usiasc w restauracji by moc dluzej obserwowac ten wspanialy taniec. W pewnym momencie tancerze zaczeli zapraszac do tanca osoby ze stolikow..i zaprosili nas! Najpierw na scenie zatanczyl Marcin, potem przyszla kolej na mnie...Co za emocje! Nie dziwne ze ludzie zakochuja sie w tango i przyjezdzaja do Buenos tylko po to by sie nauczyc tanczyc..
Po takich silnych przezyciach poszlisimy na spokojny spacer do Puerto Madero - kolejnej zaskakujacej dzielnicy Buenos. Zamieniono tu dawny port na luksusowa dzielnice apartamentowcow i wysokich wiezowcow, pozostawiajac cala portowa infrastrukture, czyli doki, zurawie oraz budynki portowe i nawet dwa zaglowce! Bardzo ciekawa mieszanka...Wieczorem trafilismy na koncert boliwijskiego choru w katedrze. Wrazenia byly niesamowite..az ciarki nam przeszly po plecach, jak w ciemnosciach chor zaczal spiewac jezuickie piesni misyjne wchodzac z zapalonymi swiecami w kierunku oltarza...
Trzeciego dnia, w niedziele, wybralismy sie do San Telmo na niedzielny targ antykow i wyrobow recznych. Co to byl za targ! Mozna tu bylo kupic doslownie wszystko a nawet wiecej.. wszystkiemu towarzyszyla atmosfera tanga (tym razem jedna urocza starsza para tanczyla na ulicy..) oraz dawnych kolonialnych czasow..Wracajac w kierunku centrum na jednej z ulic targ wydawal sie nie miec konca i nasz wzrok co i rusz przyciagaly tysiace kolorowych swiecidelek, obrazkow, kubkow do picia mate i innych wymyslnych recznych wyrobow, o ktorych isniteniu nie mielismy pojecia. Potem pojechalismy na cmentarz w bogatej dzielnicy Recoleta. Odwiedzilismy grob Evity i wedrowalismy dlugo wzdluz malowniczych uliczek cmentarza. Uliczek, gdyz wszystkie groby tu maja postac grobowcow a nie nagrobkow, wiec chodzi sie miedzy nimi niczym miedzy niskimi domami.
No a poza tym oczywiscie sprobowalismy wspanialego stolecznego steka, tym razem w sosie musztardowym...